Witajcie Babeczki ;)!
Dzisiejszy post jest dość spontaniczny - nie wiedziałam, czy w ogóle znajdę czas na jego przygotowanie, dopóki nie rozpoczęłam pisania :)... W niniejszej notce chciałabym poruszyć trzy kwestie - w tym dwie związane z blogiem - oraz zapełnić lukę powstałą z powodu "lekkiego" opóźnienia w publikacji drugiej części foto-podsumowania roku 2012 i zestawienia moich ulubionych wód toaletowych/perfumowanych. Do rzeczy zatem :)!
1. WIOSNA!
Jestem co prawda miłośniczką niższych temperatur i chłodnego, rześkiego - zwłaszcza podeszczowego - powietrza (dlatego właśnie wolę ten okres, kiedy kończy się lato lub gdy śnieg za oknem dopiero zaczyna topnieć), ale w tym roku zima tak się przeciągnęła, że chwilowo nie przeraża mnie zapowiadane w najbliższym czasie 20°C. Moje nastawienie jest również spowodowane m.in. możliwością samodzielnego wysprzątania i umycia samochodu - zarówno w środku, jak i na zewnątrz - (wierzcie lub nie, ale uwielbiam to robić - bardzo się w czasie owej czynności relaksuję, więc samodzielność nie jest bynajmniej w tym wypadku podyktowana oszczędnością :)!) oraz takimi wieczorami/nocami, które pozwalają na godzinne spacery w zwykłej bluzie jako jedynym okryciu wierzchnim :)! Poza tym o wiele przyjemniej i - przede wszystkim - łatwiej jest zacząć dzień, gdy przez okno wpadają promienie słońca, a towarzyszą im radosne ptasie odgłosy, czyż nie :)? Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jeden z takich początków dnia :) (zwróćcie uwagę na ilość słońca wypełniającego pokój :)!)...
Ulubione śniadanie (kanapki ze śmietankowym serkiem i łososiem),
którego pałaszowanie podczas przeglądania Internetu może trwać i godzinę :)!
Poza wyższymi temperaturami, coraz bardziej słonecznymi dniami czy radosnym ćwierkaniem ptaków, realny początek wiosny potwierdza także roślinność wybudzająca się z przydługiego zimowego snu. Co prawda kilka rodzajów roślin w naszym ogrodzie już zakwitło, ale jednak zdecydowana większość z nich wciąż wyczekuje na bardziej dogodny moment - mam nadzieję, że będę mogła Wam pokazać ten kolorowy, kilkuarowy raj (do którego powstania przyczynili się całkowicie moi rodzice oraz babcia, gdyż ja niestety nienawidzę prac ogrodowych ;/) jak najszybciej :)!
Podsumowując: (póki co) bardzo się cieszę z nadejścia wiosny :)!!!
2. BLOGOWE ZMIANY
Nadejście wiosny dla wielu osób oznacza różnego rodzaju porządki i/lub zmiany. Nie ominęły one również mojego bloga, choć nie miały nic wspólnego z początkiem kolejnej pory roku. Gdy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, niełatwym - wbrew pozorom - zadaniem okazało się wymyślenie jego adresu oraz nicku, którym mogłabym posługiwać się w blogosferze. W końcu "z braku laku" wpadłam na pomysł, by pseudonim miał związek z kolorem moich oczu. Od zawsze był on dla mnie i dla większości znajomych osób kolorem zielonym, taki też widnieje w moim dowodzie osobistym, stąd nick Green Eyed. Niemniej jednak zdarzało mi się słyszeć, iż moje patrzałki wcale nie są zielone, a niebieskie lub nawet szare! Jako że nie jestem typową kobietą i nie znam prawie każdego odcienia danego koloru, postanowiłam zapytać o opinię dziewczyny z wizażowego forum (jeśli takowe czytają niniejszy wpis - pozdrawiam je serdecznie :)!). Co się okazało? Ano dowiedziałam się, że moje oczy są jednak koloru niebieskiego :D!!! Tak mnie "poruszyła" ta informacja, iż zdecydowałam się na zmianę blogowego nicku (niech moją słodką tajemnicą pozostanie, skąd się wziął obecny ;)), przy okazji zmieniając też adres bloga oraz adres mailowy, pod którym można się ze mną kontaktować we wszelakich sprawach :). Niestety, zmiana adresu spowodowała problemy z widgetem o nazwie LinkWithin, który dodałam parę dni przed ww. modernizacjami. Ubolewam nad tym, gdyż osoby tu trafiające nie będą mogły w łatwy sposób dowiedzieć się o takich notkach, jak przepis na spaghetti carbonara, przepis na nietypowe kotleciki z kurczaka czy też bogaty w zdjęcia opis wartych odwiedzenia (nie tylko jesienią!) parków w woj. śląskim, które moim zdaniem są jednymi z fajniejszych :) - no chyba że goście przejrzą całe archiwum (a szczerze mówiąc - mimo starań - mój blog nie wydaje mi się być na tyle ciekawy, by ktoś miał na to ochotę...). No nic, w wolnej chwili poszperam w sieci i być może znajdę rozwiązane tego problemu. Chciałabym dodać, iż nick, adres bloga oraz kontaktowy adres mailowy są teraz w języku polskim - przy okazji zmian pomyślałam o podkreśleniu w ten sposób, dla kogo przede wszystkim bloguję (mimo że język angielski uwielbiam bezgranicznie :)!). Od tej pory będę się starała, by tylko dodatkowe obrazki/zdjęcia miały napisy w języku angielskim :) (jednak tytuły postów lub inne elementy w tymże języku pojawią się, gdy będzie to miało jakieś uzasadnienie)... Ostatnią - w sumie nieistotną - zmianą, której dokonałam raczej dla samej siebie, jest numerowanie wpisów. Nie wiem, czy do czegoś się to przyda, ale przecież nie wszystko musi mieć sens, prawda :)?
3. O CZYM BYĆ MIAŁO, ALE NIE BĘDZIE...
Zdarzało mi się pokazywać w notkach dopiero co nabyte produkty, których recenzje miały pojawić się po ich przetestowaniu. Owe recenzje nie pojawiły się do dziś i część z nich nie pojawi się wcale. Których kosmetyków na pewno już nie zrecenzuję i dlaczego? Listę tych specyfików, wraz z krótkimi komentarzami, przedstawię poniżej. Wiedzcie, że głównym powodem rezygnacji z pełnego oceniania był fakt, iż produkty zostały przeze mnie użyte zaledwie kilka/kilkanaście razy, po czym - najczęściej niezadowolona z ich działania/właściwości - schowałam je do szafki. W międzyczasie upłynęły terminy ważności liczone od daty otwarcia opakowania, co poskutkowało wyrzuceniem tychże kosmetycznych nabytków do kosza...
1. Yves Rocher, Les Plaisirs Nature, Mleczko do ciała "Kokos z Malezji"
Zaopatrując się w to mleczko miałam nadzieję, iż wyrobię w sobie nawyk regularnego smarowania ciała. Niestety, chemiczny, jakby alkoholowy (?!) zapach "kokosa" nie pomógł mi w tym, a wręcz przeszkodził, gdyż po zaaplikowaniu mleczka na skórę nie stawał się on ładniejszy, jak to miało miejsce w przypadku żelu do kąpieli i pod prysznic z tej samej linii.
2. Yves Rocher, Hydra Specific, Hydra Seve, Żel-krem nawilżający na dzień
3. Yves Rocher, Nutri Specific, Ultra Comfort, Krem odżywczy na dzień
Oba kremy niezbyt mi służyły - były dla mnie za ciężkie, lekko zapychały skórę, a nawet zdarzało im się (zwłaszcza wersji odżywczej) rolować na twarzy i to nie z powodu nałożenia zbyt dużej ilości kosmetyku. Może gdyby ich składy były lepsze, bardziej naturalne, dałabym im szansę, a tak - nie miałam po prostu ochoty na dalsze testowanie.
(O ww. kosmetykach firmy Yves Rocher pisałam w tym poście.)
4. Oceanic, AA Wrażliwa Natura, Płyn micelarny do demakijażu oczu i twarzy
Ów płyn bardzo słabo radził sobie ze zmywaniem zwykłego tuszu do rzęs, więc pewnie nie dałby rady w przypadku wodoodpornego. Poza tym - z racji swojego słabego działania - był niewydajny: zużywałam kilka nasączonych nim płatków kosmetycznych na demakijaż samych tylko oczu! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.
5. Oceanic, AA Wrażliwa Natura, Nawilżający żel do mycia twarzy
Produkt dość dobrze oczyszczał, nawet lekko zwężał pory, jednak miał dwie potężne wady: niby przeznaczony do cery wrażliwej, a i tak powodował pieczenie (np. w okolicy niespodzianek) plus po umyciu skóra twarzy była ściągnięta (stąd zapewne efekt zwężania porów), choć na opakowaniu jest napisane, że to żel nawilżający!
Produkt dość dobrze oczyszczał, nawet lekko zwężał pory, jednak miał dwie potężne wady: niby przeznaczony do cery wrażliwej, a i tak powodował pieczenie (np. w okolicy niespodzianek) plus po umyciu skóra twarzy była ściągnięta (stąd zapewne efekt zwężania porów), choć na opakowaniu jest napisane, że to żel nawilżający!
(O ww. kosmetykach firmy Oceanic pisałam w tym poście.)
6. Rossmann, Alterra, Balsam pielęgnacyjny do ust z rumiankiem
Mimo świetnego składu (bardziej przyjaznego skórze ust niż te, które posiadają Carmex oraz pomadki ochronne Oeparol), sztyft ten kompletnie się nie sprawdził w moim przypadku (usta były nawilżone jedynie krótko po jego aplikacji) - a szkoda, bo wiązałam z nim wielkie nadzieje ;/...
7. Efavit, Olej Kokosowy
Z wszystkich wymienionych produktów tylko temu nie mogę nic zarzucić :)! Użyłam go kilka razy do olejowania włosów na noc i nie dość, że łatwo się go zmywało, to jeszcze pozostawiał włosy w świetnym stanie - były one niesamowicie błyszczące, gładkie, mięsiste. Tym, co nie pozwoliło mi poznać efektów regularnego, długotrwałego olejowania, było jedynie moje lenistwo w połączeniu z jego krótkim okresem przydatności (ok. 3 miesiące).
(O powyższych dwóch produktach pisałam w tym poście.)
Ojjj, ależ się rozpisałam - na szczęście to już wszystko na dziś :).
Biorę się za dokończenie postu z 2-gą częścią ww. foto-podsumowania,
na który zapraszam Was (tym razem na pewno!) już w niedzielę.
Miłego, wiosennego weekendu - do przeczytania :)!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Proszę, nie zamieszczaj tu adresu swojego bloga
ani prośby o obserwowanie (będą usuwane) -
jeśli skomentujesz mój wpis, na pewno
Cię odwiedzę i "nagrodzę" subskrypcją,
gdy mi się u Ciebie spodoba :)!
Dbaj też o sposób wypowiadania się :) -
nie obrażaj mnie ani innych osób, staraj się
nie popełniać rażących błędów językowych itp.
Dziękuję :)!