piątek, 19 kwietnia 2013

24. O kilku sprawach słów kilka

Witajcie Babeczki ;)!

Dzisiejszy post jest dość spontaniczny - nie wiedziałam, czy w ogóle znajdę czas na jego przygotowanie, dopóki nie rozpoczęłam pisania :)... W niniejszej notce chciałabym poruszyć trzy kwestie - w tym dwie związane z blogiem - oraz zapełnić lukę powstałą z powodu "lekkiego" opóźnienia w publikacji drugiej części foto-podsumowania roku 2012 i zestawienia moich ulubionych wód toaletowych/perfumowanych. Do rzeczy zatem :)!


1. WIOSNA!


Jestem co prawda miłośniczką niższych temperatur i chłodnego, rześkiego - zwłaszcza podeszczowego - powietrza (dlatego właśnie wolę ten okres, kiedy kończy się lato lub gdy śnieg za oknem dopiero zaczyna topnieć), ale w tym roku zima tak się przeciągnęła, że chwilowo nie przeraża mnie zapowiadane w najbliższym czasie 20°C. Moje nastawienie jest również spowodowane m.in. możliwością samodzielnego wysprzątania i umycia samochodu - zarówno w środku, jak i na zewnątrz - (wierzcie lub nie, ale uwielbiam to robić - bardzo się w czasie owej czynności relaksuję, więc samodzielność nie jest bynajmniej w tym wypadku podyktowana oszczędnością :)!) oraz takimi wieczorami/nocami, które pozwalają na godzinne spacery w zwykłej bluzie jako jedynym okryciu wierzchnim :)! Poza tym o wiele przyjemniej i - przede wszystkim - łatwiej jest zacząć dzień, gdy przez okno wpadają promienie słońca, a towarzyszą im radosne ptasie odgłosy, czyż nie :)? Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jeden z takich początków dnia :) (zwróćcie uwagę na ilość słońca wypełniającego pokój :)!)...

Ulubione śniadanie (kanapki ze śmietankowym serkiem i łososiem),
którego pałaszowanie podczas przeglądania Internetu może trwać i godzinę :)!

Poza wyższymi temperaturami, coraz bardziej słonecznymi dniami czy radosnym ćwierkaniem ptaków, realny początek wiosny potwierdza także roślinność wybudzająca się z przydługiego zimowego snu. Co prawda kilka rodzajów roślin w naszym ogrodzie już zakwitło, ale jednak zdecydowana większość z nich wciąż wyczekuje na bardziej dogodny moment - mam nadzieję, że będę mogła Wam pokazać ten kolorowy, kilkuarowy raj (do którego powstania przyczynili się całkowicie moi rodzice oraz babcia, gdyż ja niestety nienawidzę prac ogrodowych ;/) jak najszybciej :)! 

Podsumowując: (póki co) bardzo się cieszę z nadejścia wiosny :)!!!


2. BLOGOWE ZMIANY

Nadejście wiosny dla wielu osób oznacza różnego rodzaju porządki i/lub zmiany. Nie ominęły one również mojego bloga, choć nie miały nic wspólnego z początkiem kolejnej pory roku. Gdy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, niełatwym - wbrew pozorom - zadaniem okazało się wymyślenie jego adresu oraz nicku, którym mogłabym posługiwać się w blogosferze. W końcu "z braku laku" wpadłam na pomysł, by pseudonim miał związek z kolorem moich oczu. Od zawsze był on dla mnie i dla większości znajomych osób kolorem zielonym, taki też widnieje w moim dowodzie osobistym, stąd nick Green Eyed. Niemniej jednak zdarzało mi się słyszeć, iż moje patrzałki wcale nie są zielone, a niebieskie lub nawet szare! Jako że nie jestem typową kobietą i nie znam prawie każdego odcienia danego koloru, postanowiłam zapytać o opinię dziewczyny z wizażowego forum (jeśli takowe czytają niniejszy wpis - pozdrawiam je serdecznie :)!). Co się okazało? Ano dowiedziałam się, że moje oczy są jednak koloru niebieskiego :D!!! Tak mnie "poruszyła" ta informacja, iż zdecydowałam się na zmianę blogowego nicku (niech moją słodką tajemnicą pozostanie, skąd się wziął obecny ;)), przy okazji zmieniając też adres bloga oraz adres mailowy, pod którym można się ze mną kontaktować we wszelakich sprawach :). Niestety, zmiana adresu spowodowała problemy z widgetem o nazwie LinkWithin, który dodałam parę dni przed ww. modernizacjami. Ubolewam nad tym, gdyż osoby tu trafiające nie będą mogły w łatwy sposób dowiedzieć się o takich notkach, jak przepis na spaghetti carbonaraprzepis na nietypowe kotleciki z kurczaka czy też bogaty w zdjęcia opis wartych odwiedzenia (nie tylko jesienią!) parków w woj. śląskim, które moim zdaniem są jednymi z fajniejszych :) - no chyba że goście przejrzą całe archiwum (a szczerze mówiąc - mimo starań - mój blog nie wydaje mi się być na tyle ciekawy, by ktoś miał na to ochotę...). No nic, w wolnej chwili poszperam w sieci i być może znajdę rozwiązane tego problemu. Chciałabym dodać, iż nick, adres bloga oraz kontaktowy adres mailowy są teraz w języku polskim - przy okazji zmian pomyślałam o podkreśleniu w ten sposób, dla kogo przede wszystkim bloguję (mimo że język angielski uwielbiam bezgranicznie :)!). Od tej pory będę się starała, by tylko dodatkowe obrazki/zdjęcia miały napisy w języku angielskim :) (jednak tytuły postów lub inne elementy w tymże języku pojawią się, gdy będzie to miało jakieś uzasadnienie)... Ostatnią - w sumie nieistotną - zmianą, której dokonałam raczej dla samej siebie, jest numerowanie wpisów. Nie wiem, czy do czegoś się to przyda, ale przecież nie wszystko musi mieć sens, prawda :)?


3. O CZYM BYĆ MIAŁO, ALE NIE BĘDZIE...

Zdarzało mi się pokazywać w notkach dopiero co nabyte produkty, których recenzje miały pojawić się po ich przetestowaniu. Owe recenzje nie pojawiły się do dziś i część z nich nie pojawi się wcale. Których kosmetyków na pewno już nie zrecenzuję i dlaczego? Listę tych specyfików, wraz z krótkimi komentarzami, przedstawię poniżej. Wiedzcie, że głównym powodem rezygnacji z pełnego oceniania był fakt, iż produkty zostały przeze mnie użyte zaledwie kilka/kilkanaście razy, po czym - najczęściej niezadowolona z ich działania/właściwości - schowałam je do szafki. W międzyczasie upłynęły terminy ważności liczone od daty otwarcia opakowania, co poskutkowało wyrzuceniem tychże kosmetycznych nabytków do kosza...  

1. Yves Rocher, Les Plaisirs Nature, Mleczko do ciała "Kokos z Malezji"
Zaopatrując się w to mleczko miałam nadzieję, iż wyrobię w sobie nawyk regularnego smarowania ciała. Niestety, chemiczny, jakby alkoholowy (?!) zapach "kokosa" nie pomógł mi w tym, a wręcz przeszkodził, gdyż po zaaplikowaniu mleczka na skórę nie stawał się on ładniejszy, jak to miało miejsce w przypadku żelu do kąpieli i pod prysznic z tej samej linii.

2. Yves Rocher, Hydra Specific, Hydra Seve, Żel-krem nawilżający na dzień
3. Yves Rocher, Nutri Specific, Ultra Comfort, Krem odżywczy na dzień
Oba kremy niezbyt mi służyły - były dla mnie za ciężkie, lekko zapychały skórę, a nawet zdarzało im się (zwłaszcza wersji odżywczej) rolować na twarzy i to nie z powodu nałożenia zbyt dużej ilości kosmetyku. Może gdyby ich składy były lepsze, bardziej naturalne, dałabym im szansę, a tak - nie miałam po prostu ochoty na dalsze testowanie.

(O ww. kosmetykach firmy Yves Rocher pisałam w tym poście.)

4. Oceanic, AA Wrażliwa Natura, Płyn micelarny do demakijażu oczu i twarzy
Ów płyn bardzo słabo radził sobie ze zmywaniem zwykłego tuszu do rzęs, więc pewnie nie dałby rady w przypadku wodoodpornego. Poza tym - z racji swojego słabego działania - był niewydajny: zużywałam kilka nasączonych nim płatków kosmetycznych na demakijaż samych tylko oczu! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. 

5. Oceanic, AA Wrażliwa Natura, Nawilżający żel do mycia twarzy
Produkt dość dobrze oczyszczał, nawet lekko zwężał pory, jednak miał dwie potężne wady: niby przeznaczony do cery wrażliwej, a i tak powodował pieczenie (np. w okolicy niespodzianek) plus po umyciu skóra twarzy była ściągnięta (stąd zapewne efekt zwężania porów), choć na opakowaniu jest napisane, że to żel nawilżający!

(O ww. kosmetykach firmy Oceanic pisałam w tym poście.)

6. Rossmann, Alterra, Balsam pielęgnacyjny do ust z rumiankiem
Mimo świetnego składu (bardziej przyjaznego skórze ust niż te, które posiadają Carmex oraz pomadki ochronne Oeparol), sztyft ten kompletnie się nie sprawdził w moim przypadku (usta były nawilżone jedynie krótko po jego aplikacji) - a szkoda, bo wiązałam z nim wielkie nadzieje ;/...

7. Efavit, Olej Kokosowy
Z wszystkich wymienionych produktów tylko temu nie mogę nic zarzucić :)! Użyłam go kilka razy do olejowania włosów na noc i nie dość, że łatwo się go zmywało, to jeszcze pozostawiał włosy w świetnym stanie - były one niesamowicie błyszczące, gładkie, mięsiste. Tym, co nie pozwoliło mi poznać efektów regularnego, długotrwałego olejowania, było jedynie moje lenistwo w połączeniu z jego krótkim okresem przydatności (ok. 3 miesiące).

(O powyższych dwóch produktach pisałam w tym poście.)


Ojjj, ależ się rozpisałam - na szczęście to już wszystko na dziś :).
Biorę się za dokończenie postu z 2-gą częścią ww. foto-podsumowania, 
na który zapraszam Was (tym razem na pewno!) już w niedzielę.
Miłego, wiosennego weekendu - do przeczytania :)! 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Proszę, nie zamieszczaj tu adresu swojego bloga
ani prośby o obserwowanie (będą usuwane) -
jeśli skomentujesz mój wpis, na pewno
Cię odwiedzę i "nagrodzę" subskrypcją,
gdy mi się u Ciebie spodoba :)!
Dbaj też o sposób wypowiadania się :) -
nie obrażaj mnie ani innych osób, staraj się
nie popełniać rażących błędów językowych itp.

Dziękuję :)!